poniedziałek, 4 lipca 2011

pierwszy dzień w nowej pracy

Jako, że oprócz mnie do pracy przyszło jeszcze kilka nowych osób miałam okazję poobserwować sobie jak to wygląda. Zajmujemy jeden z 3 olbrzymich openspace'ów w bardzo dobrej lokalizacji w Berlinie. Każdy ma do dyspozycji stolik, komputer (czasami laptop) i monitor. Łącze średniej jakości, ale biorąc pod uwagę średni czas załatwiania czegokolwiek w Berlinie to i tak dobrze, że mamy jakiekolwiek łącze.

W kuchni olbrzymia lodówka (na razie siedzą tu 3 firmy-siostry), kuchenka mikrofalowa, expres do kawy z mnóstwem wynalazków, 2 misy z owocami regularnie napełniane. Każda z osób pracujących na piętrze ma swój dzień, gdy dyżuruje w kuchni. Dyżur polega na wkładaniu naczyń do zmywarki, a później ich wyjmowaniu i czasami przetarciu szafek.

W pracy byłam o 9:30. Dostałam czyjś komputer, bo mój mieli dowieźć. Przez pierwsze 3 i pół godziny czytałam dokumentację do Gita a później trochę poczytałam o Wordpressie. O 13 poszłam z ludźmi na lunch, ale zamiast jeść napiłam się China Town (Shweppes Ginger Ale ze świeżym sokiem z pomarańczy i imbiru). Gdy wróciliśmy o 14 dostałam komputer. Ładne, porządne pudło z 4 GB ramu i jakimś fajnym (podobno) prockiem. Podpięłam kabelki, włączyłam i... o zgrozo, zaczął instalować się Windows 7. Dobrze, że Professional, bo chyba zawału bym dostała.

Uderzyłam do Szefa z prośbą o jakieś CD, czy DVD, to ściągnę instalkę do Ubuntu, wypalę i postawię system. I się zaczęło. W całym openspace'ie NIKT nie miał płytki na zbyciu. Dostałam laptopa Szefa i dalej wgłębiałam się w literaturę fachową a mój Szef latał i załatwiał płytkę i instalkę do Ubuntu. Koniec końców trafił do kafejki internetowej. Ściągnął instalkę na USB, przestawił mi bootowanie na USB w biosie i... wystartował Windows. Tak poćwiczyliśmy jeszcze ze 4 razy, aż Szef się wpienił i poszedł do kafejki wypalić płytkę. Przyszedł z płytką. Zmieniliśmy bootowanie na napęd CD/DVD, włożyłam płytkę do napędu i... Windows.

Postanowiłam odpalić płytkę z Windowsa. Załadowałam system, włożyłam płytkę ponownie i... nic. Eksploruję zawartość płytki i co widzę? plik .iso... Mój Szef zamiast wypalić obraz płytki wypalił plik .iso...

Po zastanowieniu doszedł do wniosku, ze nie ma więcej płytek... Więc właśnie wypaliłam sobie instalkę Ubuntu na płytce i spakowałam, żeby nie zapomnieć do pracy.

Wyszłam o 18 choć miałam siedzieć do 18:30... ale co miałam, nudzić się? Szef zabrał laptopa, bo mu potrzebny. A ja na Windzie nawet netu nie miałam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz