czwartek, 30 sierpnia 2012

Impreza firmowa

Wczoraj firma urzadzila nam Sommerfest. Nikt tutaj nie nazywa tego impreza integracyjna, bo integracja lezy u samych podstaw funkcjonowania tej firmy, to po prostu impreza letnia.

Calosc startowala o 19 w jakims tajemniczym miejscu (dopiero wczoraj tuz przed wyjazdem dostalismy na maila mapki z trasa dojazdu i powrotu). Od 17 w firmie zapanowalo kompletne rozluznienie. Ludzie snuli sie grupkami i zywo rozmawiali, komputery powoli byly wylaczane a ostatnie spotkania konczone. Wreszcie o 18 zapakowalismy sie w 4 autka i w droge.

Dojazd (na kompletne peryferia Berlina, gdzies na polnocy) zajal nam kolo 40 minut. Dojechalismy i... och... Wszystkim wyrwalo sie zduszone westchnienie. Naszym oczom ukazal sie tor wodny, z wyciagiem i linkami (cos jak kolejka orczykowa dla narciarzy). Narty wodne.

Osoby zainteresowane (wiekszosc) wskoczyla w stroje kapielowe (jak sie dowiedzielismy o tych strojach to snulismy domysly, miedzy innymi pojawila sie sugestia, ze to bedzie nurkowanie z rekinami :D), wypozyczyla (w zastaw za imienny dokument, ja dalam karte ubezpieczeniowa, bo ambitnie zadnego id ze soba nie wzielam) piankowy kombinezon, kask i kamizelke, pobrala sprzet (narty) i zaczelismy nauke.

Najpierw Panowie zafundowali nam krotkie szkolenie, jak startowac, co kiedy robic i takie tam. Wiedza teoretyczna to jedno, a zastosowanie jej w praktyce to cos zupelnie innego. Ustawilismy sie w kolejke i wystartowalismy, po kolei w odpowiednio duzych odstepach, zeby w razie wywrotki jeden drugiemu krzywdy nie zrobil.

Przyznam sie bez bicia, ze moje umiejetnosci narciarskie jakies tam sa, ale tutaj, to pierwsze szarpiecie na starcie powodowalo, ze lezalam jak dluga w wodzie. Ale mili Panowie z obslugi i na taka sierote, jak ja, byli przygotowani. Dostalam duza szeroka deske, wylozona miekka guma, na ktorej sie klekalo. Bingo :D. Z tym juz sobie poradzilam i wykonywalam 3/4 toru... niestety na ostatnich lukach szarpiecia, gdy linka przeskakiwala, byly tak silne dla mnie, ze nie dawalam rady.

Ale co tam, po wywrotce, zbieralo sie sprzet i plynelo do brzegu. Tam w niewielkich odstepach lezaly maty, z progami o ktore mozna bylo zaprzec stopy i wdrapac sie na brzeg. Brzeg wylozony byl kamieniami, wiec trzeba bylo korzystac z mat, a maty, mimo progow sliskie byly jak jasna cholera :D, wiec kupa smiechu byla nawet z samego wypelzania z wody.

Od godziny 19 osrodek byl zarezerwowany tylko dla nas. Dwaj Panowie z obslugi toru byli tylko dla nas, smiali sie i zartowali razem z nami. Obaj mowili plynnie po angielsku, co stanowilo dla naszej mieszanej zalogi zasadniczy plus. Tor byl czynny do 21.

Od 19 mielismy dostepny bar z napojami (poza twardymi alkoholami, schwepsem i redbullem), o 21, jak zamkneli tor, otwarto kuchnie, czyli olbrzymi buffet z grillowanym miesem, warzywami, salatkami, pieczonymi ziemniakami, owocami i deserem panna cota. Jedzenie bylo przepyszne, a wczesniejszy wysilek skutecznie podbudowal apetyty. Jednak mimo wszelkich wysilkow nie udalo nam sie zjesc wszystkiego.

Impreza byla swietna, bawilismy sie przednio (nawet ci, ktorzy z roznych powodow zostali na brzegu), smialismy sie non stop. Ludzie, mimo iz spedzaja ze soba 8-9 godzin dziennie chetnie rozmawiali na rozne tematy, rowniez zahaczajace troche o prace. Firma wykazala sie pelnym zrozumieniem i bez oporow dala cale lub pol dnia wolnego na dzis dla wszystkich chetnych :)

To byla najlepsza integracja, jaka widzialam. Zadnych wymuszonych zabaw, ot zespol (zaproszenie dostaly nawet osoby, ktore dopiero zaczna z nami prace (maja juz podpisana umowe) jak i te, ktore odeszly od nas na przestrzeni ostatnich miesiecy) bawil sie, jadl i pil razem. Kazdemu kibicowalismy i nagradzalismy brawami i okrzykami zarowno udane starty jak i te zakonczone kapiela :)

Bylo genialnie, juz nie moge sie doczekac imprezy za rok :D

niedziela, 26 sierpnia 2012

jak zlikwidowac podwojne ramki w miejscu stykania sie dwoch elementow?

Wlasciwosc border-collapse: collapse; rozwiaze wszystkie Wasze problemy :) U mnie przy okazji zmotywowala przegladarki, zeby w ogole pokazywaly ramki dla elementu tr (cos mi sie skonfliktowalo w baaardzo starych cssach).

środa, 22 sierpnia 2012

ready... steady... go!!

Long long time ago, in a galaxy far away...

Maybe not in a galaxy, but it was long time ago, when I've played Deathmaze first time. What it is? Nice RPG for long winter evenings made by Encore 33 years ago. Here you can read something more about this.

So... After 2 years of thinking about this I just started to build browser game based on Deathmaze. So wish me luck and check my progress here on my blog :)

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Nadgorliwy rekruter

Kilka dni temu nawiazal ze mna kontakt niejaki James z firmy rekrutacyjnej. Zafascynowany moimi osiagnieciami (w sumie to nie do konca rozumiem w czym rzecz, 12 lat doswiadczenia brzmi dumnie, ale bez przesady) zaczal sie dopytywac czego szukam. Pierwszy zonk zaliczyl na samym poczatku rozmowy, albowiem stwierdzilam, ze nie szukam pracy. Co prawda mam profil na linkedIn i monsterze, ale pracy nie szukam, bo obecna mnie satysfakcjonuje.

Mam wrazenie, ze to co powiedzialam nie miescilo sie mu sie w glowie, ale nie dyskutowal ze mna, tym bardziej, ze dodalam, ze jestem otwarta na nowe mozliwosci, o ile beda ciekawe i rozwijajace, zwlaszcza w zakresie Agile a dokladniej Scruma.

Wyslalam mu swoje CV, probke kodu i... nastepnego dnia (czwartek) zadzwonil, ze wyslal moje CV do jakiejs firmy i ze chca sie ze mna spotkac, najlepiej teraz zaraz. Powiedzialam, ze jak teraz zaraz to zeby wyslal mi opis stanowiska i nazwe firmy i w piatek po 12 moge sie przejsc. Przemilczalam fakt, ze bardzo mi sie nie spodobalo, ze wyslal moje CV bez uprzedniej konsultacji. W sumie w obecnej firmie pracuje tylko dlatego, ze Andy zrobil dokladnie to samo.

Kilka godzin pozniej James zadzwonil ponownie. Druga firma chce ze mna gadac. Odmowilam drugiego interview w piatek i ustawilismy rozmowe przez skype w poniedzialek. Dopiero w piatek rano mialam czas zeby wreszcie dokladnie przyjrzec sie wymaganiom na stanowiska, na ktore wyslal moje CV. Szczerze mowiac szlag mnie trafil. Napisalam mu, ze nie spelniam podstawowych wymagan (bardzo dobra znajomosc Zend Framework i TDD) i ze uwazam, ze powinnismy odwolac obie rozmowy. Chwile pozniej zadzwonil. Probowal mnie przekonywac. Wiec wprost powiedzialam, ze te oferty nie sa niczym specjalnym. Ot kolejne oferty dla Senior PHP Developera. Nie ma w nich niczego, co mogloby mnie skusic, zebym myslala o zmianie pracy.

Na Jamesa podzialalo to jak plachta na byka. Argumentowal, ze o tym, co firma moze mi zaoferowac, dowiem sie na rozmowie. Na moje pytanie po co tam mam isc skoro w opisie stanowiska nie bylo niczego, co mogloby mnie zainteresowac i dodatkowo nie spelniam podstawowych wymagan stwierdzil, ze przeciez opis stanowiska jest ogolnymi wytycznymi i ze jesli firma po obejrzeniu CV chce ze mna rozmawiac to powinnam isc.

Rozmawialismy chyba ze 20 minut. Do Jamesa nie docieral fakt, ze Zend Framework jest podstawowym srodowiskiem, w jakim firma pracuje, wiec nie przyjma mnie na stanowisko senioralne, co najwyzej zanotuja co umiem i wrzuca w baze danych. A nie o to mi chodzi i nie chce marnowac swojego czasu i dwoch CTO. James byl jednak nieprzejednany. Uparl sie.

Koniec koncow wprost mu powiedzialam, ze to nie sa stanowiska, ktorych szukam. Ze czuje, ze do nich nie pasuje, a jako, ze mam prace, to nie chce sie zmuszac. James sie chyba wkurzyl, bo mi wygarnal, ze go rozczarowalam. Na moja slaba obrone, ze powinien mnie najpierw spytac zanim gdziekolwiek wysle moje CV dowiedzialam sie, ze nie to jest tematem rozmowy. Dodatkowo rzucil, ze w ten sposob postepujac nigdy nie znajde pracy (przeciez ja nie szukam pracy...) a on nie chce miec z tym nic wspolnego i odwoluje moje spotkania.

Tak wiec piatek mialam wolny, dzisiejszy wieczor tez. James sie do mnie nie odzywa, a ja realizuje w pracy kolejny projekt.

Tylko skad sie biora tacy nawiedzeni rekruterzy?

piątek, 3 sierpnia 2012

Po deszczu

Opera i document.write() w funkcji pod onclick

Siedzal sobie w jirze taki bug, ktory wreszcie przypadl mnie do rozwiazania. Na naszej stronie mamy kilka linkow, ktore w onclick maja pewna funkcje, nazwijmy ja myFoo().

Po kliknieciu w link, funkcja powinna zrobic swoje, zwrocic true i user powinien przejsc do wskazanej w atrybucie href strony. I owszem, tak sie dzialo wszedzie, ale nie w Operze. Opera, przy linkach z ta konkretna funkcja w onclick, stawala deba i odmawiala wspolpracy pokazujac pusta strone.

Juz jakis czas temu odkrylam, ze to zachowanie Opery bylo forma protestu na document.write(), ktory w opisywanej funkcji znajdowal sie tuz przez return true; Ewidentnie true nie bylo tym co ta funkcja wedlug Opery zwracala. Zakomentowanie document.write() przywracalo Operze zdolnosc dzialania.

Dzis (w sumie piatek, bug fixing day) wzielam ten task na tapete. Kolega z biurka obok zasugerowal, zeby document.write zamienic na ajaxa (w document.write znajdowal sie img, wiec zeby osiagnac ten sam efekt trackingowy, mozna by adres obrazka wywolac ajaxem). Doszlam do wniosku, ze jak nie bedzie innego wyjscia, to siegne po ajaxa, ale poki co poszukamy czegos prostszego.

Zasiegnelam opinii internetu i skorzystalam z sugestii zamieszczonej na jednej z grup. Zamienilam document write na operacje na DOM. Poprostu dodalam ten obrazek do kontenera body. Opera pochwalila mnie za ten pomysl prawidlowym dzialaniem, a ja wyslalam task do testow :)

Zabawy z kodem napisanym kilka lat temu i to niekoniecznie przez osobe, ktora ma o tym jakies pojecie to dla mnie nieustajace zrodlo nowej wiedzy na temat przegladarek, roznic miedzy nimi oraz tego, jak kodu nie powinno sie pisac.